Anna Wazówna i inne duchy z Zamku Gołubskiego.
Powstał w XIII w., był siedzibą starostów, księżnych, wójtów i nie tylko. Przeżył lata świetności, kiedy mówiła o nim cała Rzeczpospolita, kiedy mówiono o nim poza jej granicami. Został zniszczony podczas potopu szwedzkiego i po nim nie zdołał się już podźwignąć, choć odbudowywano go mozolnie, kamień po kamieniu. Zamek Gołubski, wciąż podziwiany i odwiedzany przez licznych turystów, wspaniały i dumny, dziś zamieszkany jest tylko przez duchy, dla których czas już dawno się zatrzymał.
Widok zapada w pamięć na długo: wzniosła sylwetka zamku na tle nieba, potężne mury na skarpie, zdawać się może, że ktoś nagle przesunął wskazówki zegara o setki lat wstecz – w lata, kiedy po polach galopowali szlachcice, a w wieżach łkały jasnowłose księżniczki. Oprócz piękna gołubskiej warowni prawdziwą siłą tego miejsca jest jego historia, czyli wydarzenia radosne i smutne, bitwy i zabawy, miłości odwzajemnione lub nie. Chcąc wniknąć głębiej w ten dawny świat, pełen legend i baśni, należy zwiedzić zamek, wsłuchując się w ciszę wypełniającą puste korytarze – ona mówi, gra, opowiada, tylko trzeba umieć słuchać.
Zamek Gołubski, aczkolwiek niezamieszkany, nie jest jednak pozbawiony opieki. Właśnie trwa jego odbudowa, a przy okazji bardzo intensywnie zajmuje się nim miejscowy Zarząd Oddziału PTTK. W zamku urządza się wiele imprez, które mają na celu przede wszystkim ukazanie dawnych tradycji i historycznej przeszłości tej budowli. Przypominane są legendy, osoby, dzięki którym kiedyś kwitło tu życie. Organizatorzy licznych zabaw i turniejów dbają o to, żeby zachować ten ogromnie istotny związek z przeszłością i nie wypłoszyć duchów, swoją obecnością zaszczycających ogromne sale gołubskiego zamku.
Dużą popularnością cieszy się legenda o Annie Wazównie. Lubiana przez poddanych, piękna i mądra księżniczka mieszkała w zamku wiele lat temu i bardzo go kochała, przejawiając to uczucie nie tylko w słowach, ale i w czynach. Pomagała biednym, opuszczonym i chorym; korzystając ze swej wiedzy, leczyła ludzi ziołami, zbieranymi własnoręcznie na polach i w lasach. Kiedy umarła, wszyscy płakali, nie mogąc pogodzić się z tak straszną stratą. Jednak piękna Anna nie zapomniała o ukochanym zamku i dobrych ludziach – co wieczór wracała, by czuwać nad bezpieczeństwem okolicy. Pojawia się i dziś, czasem stąpa cicho po korytarzach, nie straszy turystów, a rozmawia z nimi i uśmiecha się, a czasem tylko jakimś szelestem czy odgłosem daje znać o swojej obecności. Jest zawsze obecna przy uroczystościach i innych ważnych wydarzeniach. Podobno można ją nawet przywołać – czyni to gospodarz balu (co pewien czas na Zamku organizowane są słynne bale), szepcząc zaklęcie, a Anna Wazówna wychodzi z obrazu i przez cały czas trwania zabawy bawi się razem z gośćmi, tańczy i cieszy oczy swoją urodą, strojem i uczesaniem.
Zamek Gołubski odwiedzają też inni bohaterowie legend – piękna dziewczyna z okolic i zakochany w niej zakonnik. Cóż to była za miłość, dla której brat zakonny porzucił mnisią sutannę! Niestety, zakochani niedługo mogli się cieszyć sobą nawzajem, gdyż jego zamknięto za karę w lochu, a ona nigdy nie wyszła za mąż, wciąż będąc wierna wybrankowi. Minęły lata, zniknęły zakazy i kajdany, dzisiaj ona i on bez żadnych przeszkód spotykają się o północy, wciąż wyznając sobie miłość. Spacerują po krużgankach mocno przytuleni; można ich przy tej czynności podejrzeć i westchnąć nad siłą uczucia, które przetrwało wieki.
Nie mogłoby jednak obejść się bez złych i ponurych duchów na Zamku Gołubskim. Czasami ciemności nocy rozrywają jęki i krzyki mrożące krew w żyłach: to komtur krzyżacki odpokutowuje zbrodnie, jakich dopuścił się za życia. Wiele było krzywd i okrucieństw, za które mógłby odpowiadać tenże komtur, jednak w legendach najczęściej wymienia się próbę podstępnego zabicia mężnego wójta Samwoja. Krzyżacy w dawnych latach chcieli postawić zamek nieopodal istniejącej już warowni, przy okazji gnębili mieszkańców okolicy, wyzyskiwali ich na wszystkie możliwe sposoby, niszczyli tradycje.
Swoich poddanych bronił wójt Samwoj, dobry i odważny człowiek. Nie podobał się on Krzyżakom i wiele nocy spędzili oni bezsennie myśląc usilnie, jak tu się wójta pozbyć. Pewnego razu zwabili go podstępnie do zamku, uwięzili i okrutnie męczyli, chcąc usłyszeć prośby o litość. Wójt jednak milczał, komtur się złościł, zgrzytali zębami bracia zakonni. Mijały długie minuty, aż w końcu komtur wyprosił z sali tortur zbędnych świadków, sądząc, że Samwoj szybciej ulegnie, kiedy mniej osób będzie obserwować jego klęskę. Krzyżacy czekali na korytarzu; po chwili usłyszeli wrzaski i jęki, a między nimi słowa w ich ojczystym języku. Później zapadła cisza, więc weszli i stanęli zdziwieni – zobaczyli ciało komtura, okaleczone i bezwładne.
Odważny i sprytny wójt zdołał uciec, a komtur po dziś dzień błąka się po zamku, najczęściej przesiadując w sali, w której zginął. Jęczy i przeklina, szczególnie nocami, odstraszając co lękliwszych turystów.
Jak wiele można usłyszeć w ciszy komnat i korytarzy dowie się tylko ten, kto osobiście uda się na Zamek, pozna piękne lub mroczne legendy, przejdzie po tych samych posadzkach, po których spacerowała Anna Wazówna, złośliwi Krzyżacy i inni mieszkańcy tego bogatego w tajemnice miejsca.