Co szczeka w Ogrodzieńcu, czyli o Czarnym Psie słów kilka.
Pojawia się nocą, najczęściej tuż przed godziną duchów. Ciągnąc za sobą długi łańcuch biegnie przez dziedziniec i kryje się w zamkowych murach. Budzi przerażenie u ludzi i zwierząt już od prawie kilkudziesięciu lat. Czarny Pies, bo to o nim mowa, jest jedną z najbardziej interesujących polskich zjaw.
Ogrodzieniec to niewielkie miasteczko leżące w środkowo-wschodniej części województwa śląskiego. Słynie głównie z malowniczego położenia i bogatej historii, stąd turystów tam nie brakuje. Przyjeżdżają oni, by pospacerować nad stawami, spędzić miło czas w ośrodkach wypoczynkowych lub też by wdrapać się na Górę Zamkową i obejrzeć stare, gotyckie zamczysko, a właściwie jego ruiny, największe w Polsce i prawdopodobnie drugie pod tym względem w Europie. Wokół szczątków zamku znajduje się osada Podzamcze, w której dni płyną jak gdzie indziej, a więc bywają deszczowe i pogodne, natomiast nocami dzieją się tu rzeczy co najmniej dziwne.
Zamek w Ogrodzieńcu upodobał sobie Czarny Pies – tajemnicze stworzenie, większe od psów znanych ras, o czarnej i błyszczącej sierści. Można go spotkać wyłącznie po zapadnięciu zmroku, przed północą lub tuż po niej. Wlecze za sobą trzymetrowej długości łańcuch, który upiornie brzęczy, przesuwając się po kamieniach zamkowego dziedzińca. Pies zawsze zmierza w kierunku zamku, przechodzi przez bramę i znika; przeraża szczególnie konie (chyba wyczuwają, że jest to stwór nie z tego świata) oraz oczywiście ludzi. Wykluczono już możliwość, że to jeden z bezpańskich psów, błąkających się po okolicy – długość życia przeciętnego psa wynosi kilkanaście lat. Czarny Pies był widziany w okolicach zamku jeszcze przed pierwszą wojną światową i po dziś dzień nocami pędzi przez brukowany dziedziniec; tak wynika z relacji wielu świadków, którym przyszło spotkać się z przerażającą zjawą „twarzą w twarz”.
Doświadczyli tego dwaj rolnicy, którzy w 1963 roku wyganiali nocą krowy na pastwisko – według ich relacji pies ukazał się za bramą i pobiegł w kierunku zamku, oczywiście brzęcząc długim łańcuchem. O pojawianiu się psa mówią też turyści. Znana jest historia trójki gości – dwóch mężczyzn i jednej kobiety – którzy udali się na zamek. W nocy słyszano głośny krzyk, a zaalarmowani nim mieszkańcy Ogrodzieńca zobaczyli, jak mężczyźni podtrzymują zemdloną kobietę i wnoszą ją do samochodu. To tylko nieliczne z przykładów, ale jak się można domyślać, na turystów działają one dwojako: zachęcająco (w końcu nie ma jak porządny zamek, koniecznie ze zjawą w komplecie) lub też odstraszająco (większość ludzi boi się wszystkiego, co tajemnicze i niewyjaśnione). Tak więc jedni z ochotą odwiedzają Ogrodzieniec i oglądają ruiny na Górze Zamkowej, inni omijają to miejsce z daleka. Są też tacy, którzy za wszelką cenę chcą dociec, skąd się wziął Czarny Pies. A to wcale nie jest takie proste.
Jak w przypadku innych zamków i innych duchów (a Polska obfituje w takie interesujące miejsca), korzenie tego tajemniczego zjawiska tkwią w historii. W odróżnieniu jednak od Białej Damy, Błękitnej Damy czy też Czerwonego Upiora, Czarny Pies wciąż pozostaje zagadką i można się tylko domyślać, czyja dusza pokutuje nocami w ruinach ogrodzieńskiego zamku. Głównym podejrzanym w tej sprawie jest siedemnastowieczny właściciel tejże warowni, kasztelan Stanisław Warszycki.
Był to człowiek bogaty, znany, w dodatku wielki patriota – jeden z obrońców Częstochowy w okresie potopu Szwedzkiego, wierny poddany króla Jana Kazimierza, w dodatku dobry i oszczędny gospodarz. Nie dajmy się jednak zwieść tym superlatywom! Nie ma ludzi idealnych. Warszycki może i zadziwiał licznymi zaletami, ale miał też wady, jak każdy inny człowiek. Największą z nich było okrucieństwo – kasztelan dręczył i wyzyskiwał poddanych, znęcał się nad własną żoną, do swojej pozycji doszedł „po trupach”. Wymienione wcześniej pozytywne cechy nie pomogły mu osiągnąć wiecznego spokoju – w okolicach Ogrodzieńca krąży wieść, jakoby Warszycki nie umarł tak, jak powinien oddać ducha każdy bogobojny człowiek. Jego dusza nie zaznała spokoju, stąd musi po wieki wieków krążyć w miejscu splamionym krwią niewinnych pod postacią psa (inna wieść głosi, że źli ludzie po śmierci przemieniali się w zwierzęta, szczególnie właśnie złe, ponure psy). W taki sposób tłumaczy się zagadkę Czarnego Psa. Czy słusznie, nie wiadomo, niemniej jednak wyjaśnienie to brzmi bardzo prawdopodobnie.
Kto ma ochotę, może pojechać i sam sprawdzić. Ogrodzieniec i okolice to miejsca naprawdę warte odwiedzenia, naturalnie jeśli nie boimy się duchów, a szczególnie czarnych, kosmatych i brzęczących łańcuchami.