Ostatnio opisałam jeden z tradycyjnych indyjskich napojów – Bhang lassi. I jakoś tak jestem w humorze, żeby opisać kolejną tradycję. I znowu będzie to napój!
Tym razem mniej kontrowersyjny niż Bhang lassi i zakorzeniony nawet znacznie głębiej w kulturze tego niezwykłego kraju.
Indie kultura – Masala chai.
Masala chai to czarna herbata z mlekiem doprawiona ziołami i indyjskimi przyprawami. Serwowana jest w każdym możliwym zakątku Indii w maleńkim kubeczku, zazwyczaj metalowym. Jej smak jest wyjątkowy i przypuszczam, że nie można go doświadczyć poza Indiami.
Historia masala chai wywodzi się z starożytnej medycyny Indyjskiej – Ajurwedy. Przez długi czas herbata była traktowana tylko i wyłącznie jako napój leczniczy.
Dopiero na początku XX wieku za sprawą Brytyjczyków i ich promocyjnej kampanii herbacianej Indie zaczęły masowo pić herbatę. Od tego czasu można powiedzieć, że zwariowano na punkcie herbaty. Zaczęto pić czarną herbatę hektolitrami.
Ale hej! Jak dokładnie powstała masala chai?
Istnieje wiele teorii i nikt nie może się zdecydować, która z nich jest prawdziwa.
Pierwsza historia, która mnie osobiście podoba się najbardziej, mówi o pewnym przedsiębiorczym człowieku, który bardzo chciał zwiększyć sprzedaż mleka. Wpadł na genialny pomysł, że skoro herbata się tak dobrze sprzedaje to czemu nie zmiksować jej z mlekiem?
Metodą prób i błędów próbował znaleźć najlepsze proporcje pomiędzy mlekiem i herbatą. Ciągle jednak mu czegoś brakowało. Postanowił więc dorzucić cukru – lepiej! A na koniec jeszcze trochę przypraw i puff! Tak powstała masala chai!
Druga historia przedstawia zupełnie coś przeciwnego. Mówi ona, że na początku XIX wieku herbata w Indiach była jednym z najdroższych produktów.
Indyjskie stowarzyszenie herbaciane zaczęło więc promować spożycie herbaty, reklamować aby zwiększyć dochód. Ponieważ czarna herbata była najdroższym składnikiem, sprzedawcy wykorzystywali mleko, cukier i przyprawy, aby zachować świetny smak przy maksymalnym obniżeniu kosztów.
Masala chai stała się niesamowicie popularna dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku. Wszystko za sprawą zmechanizowania produkcji herbaty. Specjalny system CTC spowodował, że herbata stała się dużo tańsza i dostępna dla większości mieszkańców Indii.
Masala chai serwowana jest na każdym rogu każdej ulicy przez tak zwanych chai wallahów. Chai wallah to w zasadzie jakby barista, specjalizujący się tylko w przygotowywaniu czaju.
Proces przygotowania masala chai to sztuka.
Rozpoczyna się on od przygotowania wywaru poprzez aktywne gotowanie mieszaniny mleka, wody, luźnych liści herbaty, substancji słodzących i całych przypraw.
Proces ten różni się w zależności od regionu.
Jedni łączą wszystkie składniki na początku, doprowadzają mieszaninę do wrzenia i natychmiast po zagotowaniu odcedzają solidne składniki, pozostawiając tylko wywar.
Inni pozostawiają mieszaninę na wolnym ogniu przez dłuższy czas lub rozpoczynają od zagotowania tylko herbacianych liści.
Chai zawsze jest serwowany gościom odwiedzającym domostwo. Jest to oznaka szacunku i żona gospodarza z wielką starannością przygotowuje ten zacny napój.
Oszacowano, że w większości obszarów Indii, jeden mieszkaniec wypija średnio 4 kubeczki chaiu na dzień.
Śmiem twierdzić, że to bzdura.
Wszędzie gdzie tylko miałam okazję być chai jest wręcz ubóstwiany. Pije się go praktycznie cały dzień. Na śniadanie, po śniadaniu, w południe, po południu, przed kolacją, po kolacji.
Miałam nawet okazję spotkać jednego hindusa, sprzedawcę chaiu, który oznajmił mi, że on to pije tylko chai. Nic innego. Przez cały dzień.
W zasadzie to widać po nim było bo biegał jak nakręcony z termosem pełnym chaiu próbując sprzedać kubeczek każdemu kto wkraczał na teren świątyni małp. Jeden kubeczek dla ciebie a drugi dla mnie! I tak wznosił toasty przez cały dzień.
Ciekawa jestem czy w ogóle coś zarabiał czy też w większości sam wszystko wypijał…
Kiedy ja za pierwszym razem spróbowałam masala chai tak mi zasmakowała, że postanowiłam pić chai wszędzie, gdzie tylko się zatrzymywałam. Trochę się tego uzbierało!
Najlepszy chai piłam w najbardziej obskurnych przydrożnych knajpeczkach, gdzie brud na podłodze tworzył smolistą i nieprzepuszczalną warstwę łoju a czystość rąk pracowników pozostawiała wiele do życzenia.
Ale chyba właśnie taki jej urok!