Zamek Chojnik, księżniczka i tajemniczy jeździec.
Zamek Chojnik pamięta czasy, kiedy w wieżach przesiadywały czarnowłose księżniczki, a rycerze z całego świata zjeżdżali się, by prosić o ich rękę. Dzisiaj tylko wiatr hula w opuszczonych murach, a zamek ze szczytu granitowej skały o wysokości 627 m n.p.m. spogląda na tętniącą życiem okolicę.
Z warownią tą związana jest pewna legenda. Dawno, dawno temu na zamku rządził książę Bolko II Mały, mądry i sprawiedliwy władca. Nie miał syna, a jedynie piękną córkę Kunegundę, więc chciał ją widzieć przed śmiercią szczęśliwą w ramionach ukochanego. Księżniczce nie śpieszyło się jednak do małżeństwa. Miała serce zimne jak kamień zarówno dla konkurentów, jak i dla poddanych, których karała szczodrze i bezinteresownie. Oświadczyła ojcu, że owszem, wyjdzie za mąż, ale tylko za tego, kto w pełnej zbroi, na koniu objedzie wkoło zamek. Nie trzeba dodawać, że było to śmiertelnie niebezpieczne zadanie: Chojnik stał na wysokiej skale i tylko wąski pas gruntu dzieliłby ewentualnego małżonka od okropnej przepaści.
Dobrze sobie to umyśliła piękna księżniczka – a choć ojciec jej bolał niezmiernie z tego powodu, musiał się zgodzić na warunek córki. Do zamku zewsząd zaczęli zjeżdżać książęta; wszyscy bez wyjątku ujmowali wąską dłoń księżniczki i ruszali na spotkanie śmierci. Jeden po drugim spadali w dół, gruchocząc kości o nagie skały. Kunegunda przyglądała się im z okna i bez mrugnięcia okiem przyjmowała każdy kolejny upadek. Zacięte serce księżniczki nie zabiło żywiej dla żadnego z książąt, aż w końcu na szarym koniu zjawił się ten właściwy, jasnowłosy, miał oczy w kolorze pogodnego nieba. Skłonił się przed księżniczką, ucałował jej dłoń i bez lęku wsiadł na konia. Dziewczyna z okna śledziła każdy jego krok, a gdy w końcu końskie kopyta dotknęły ziemi w bezpiecznym miejscu, nie wytrzymała i wybiegła rycerzowi na spotkanie. On jednak nie podzielał entuzjazmu księżniczki. Zjawił się tutaj tylko po to, żeby sprawdzić siebie i uratować honor rycerski, a nie po to, by poślubić księżniczkę bez serca.
Odjechał pozostawiając Kunegundę w rozpaczy. Niedługo potem rzuciła się ona w tę samą przepaść, w której przez nią zginęło tylu rycerzy. (Inna wersja tej legendy tłumaczy okrucieństwo księżniczki przedwczesną śmiercią ojca – książę Bolko lub kasztelan – w opowieściach jest różnie określany – chcąc sprawdzić swoją odwagę jako pierwszy próbował objechać Chojnik i oczywiście runął w przepaść. Kunegunda uczyniła śluby, że wyjdzie za mąż za rycerza, który zrobi to, czego nie udało się uczynić jej ojcu).
Dzisiaj po zamku Chojnik nocami błądzi duch złej księżniczki – chodzi ona po basztach i płacze, a jej czarne włosy lśnią w świetle księżyca błękitnawym blaskiem. Towarzyszy jej tajemniczy jeździec na koniu – wielu świadków słyszało tętent kopyt końskich, wielu słyszało ten dźwięk tuż obok siebie, a nie widziało niczego. Jeżeli wierzyć drugiej wersji legendy, jeźdźcem tym może być Bolko, ojciec Kunegundy, ale istnieje jeszcze inne wytłumaczenie obecności zjawy. Po śmierci księcia Bolka zamek przeszedł w ręce rodu Schaffgotschów, którzy zajęli się nim bardzo troskliwie. Chojnik został odrestaurowany i rozbudowany; panowanie Schaffgotschów można określić jako złoty wiek w dziejach tego zamku. W 1635 roku jeden z możnych tego rodu zginął ścięty toporem i to jego duch prawdopodobnie nawiedza dzisiaj ruiny zamku. Czterdzieści lat później nocą w Chojnik uderzył piorun i ta noc okazała się dla zamku ostatnią. Nigdy już nie odzyskał dawnej świetności.
Duch hrabiego Schaffgotscha, jeśli nie jeździ na koniu, to z pewnością przechadza się po opuszczonych ruinach. Jego obecność wyczuwali wielokrotnie nocujący w pobliskim schronisku turyści – ze snu budziły ich tajemnicze odgłosy, podłoga drżała, a meble przesuwały się, również powodując hałas. Dzięki turystom też księżniczka Kunegunda zyskała miano Białej Damy – najczęściej widywana jest w białej, zwiewnej sukni (nie jest ona jednak najsławniejszą polską Białą Damą, bardziej znana jest pod swoim własnym imieniem).