Zamek w Reszlu, czyli o czym śpiewają błędne ogniki.
Noc była ciemna, jak tylko potrafią być letnie, ciepłe noce. Od moczarów jednak wiało chłodem; w dodatku pod nogami chlupało coraz głośniej, widocznie pobliska rzeka Sajna wylewała. Nie było to zbyt bezpieczne miejsce na nocne spacery, jednak co miał robić? Był sam, zabłąkany, z każdą chwilą coraz bardziej wystraszony…
Na tle nieba zamajaczyło coś ciemniejszego – czy to nie przypadkiem ten most, o którym czytał w przewodniku turystycznym? W tej chwili pamiętał tylko, że wybudowano go w XIV wieku. I tak dużo zważywszy na okoliczności… Wyciągnął przed siebie ręce, by w ciemności nie uderzyć się w głowę. Po lewej zamajaczyło coś jasnego, poruszyło się. Poczuł, jak podnoszą mu się włosy na głowie, a czoło zrasza zimny pot. Wbrew sobie postąpił jeszcze kilka kroków do przodu. Światełek było więcej, migotały i rozjaśniały niewielki obszar wokół siebie sinym, nieprzyjemnym blaskiem. Nagle wilgotne powietrze rozdarł przerażający jęk. Nie zastanawiał się dłużej, tylko rzucił się do ucieczki, potykając się i przewracając, byle jak najdalej od tego nawiedzonego miejsca.
Taką mniej więcej relację można by było usłyszeć od osoby, która odważyłaby się zapuścić nocą na mokradła nad Sajną. Błędne ogniki na bagnach nie są niczym dziwnym, ale tu dopisano do tego zjawiska interesującą opowieść. Znana jest ona głównie w pobliskim miasteczku Reszlu – warto ją przytoczyć.
Czasy były niespokojne – rozbiory, represje, w Polsce działy się dziwne i tragiczne rzeczy. Miasteczko Reszel znajdowało się pod rządami władz pruskich, stąd tutejszy gotycki zamek zamieniono na więzienie. W 1807 roku i zamek, i miasto spłonęło, prawdopodobnie przyczynili się do tego zbiegli więźniowie polityczni, sojusznicy generała Dąbrowskiego. Takie rozwiązanie nie w smak było zaborcom. Winną ogłoszono pewną kobietę – Barbarę Zdunk. Oskarżono ją o czary i skazano na spalenie na stosie. Pomimo licznych odwołań 21 sierpnia 1811 wyrok wykonano – kobieta zginęła na Szubienicznej Górze za miastem, a noc przed śmiercią spędziła w komnacie, w zachodniej baszcie zamku.
Błędne ogniki pojawiają się w miejscu, gdzie – być może – znajduje się zasypane przez wojska carskie wejście do lochu, prowadzącego do reszelskiej warowni. Jęki i krzyki brzmią tak samo jak wtedy, kiedy na ostatnim w Polsce stosie płonęła niewinna Barbara Zdunk. Z lochu nigdy nie wyszli żołnierze carscy, którzy weszli tam, by zbadać dokąd wiedzie ukryte przejście. Tajemnicze rzeczy dzieją się również w okolicach mostu nad Sajną. Znana jest historia pewnego motocyklisty, który wracał z dzieckiem do domu i poniósł tragiczną śmierć właśnie w pobliżu mostu. Nie wiadomo, dlaczego zdarzył się ten wypadek, ponieważ motocyklista nie był pijany, maszynę miał sprawną, warunki atmosferyczne również były bardzo korzystne. I pomimo licznych sceptycznych głosów – przeciw zjawom i upiorom protestują mieszkający w okolicach artyści – mieszkańcy Reszla boją się tak, jak bali się dawniej, i z daleka omijają niebezpieczny rejon.
Trwają poszukiwania wejścia do lochu, zarówno w zamku, jak i na łąkach – w warowni pracują archeolodzy i być może dzięki nim zagadka wkrótce się wyjaśni. Dopóki jednak historię spowijają mroki tajemnicy, można próbować dowiedzieć się czegoś na własną rękę. Kto się nie boi – niech zaopatrzy się w dobre, nieprzemakalne buty i wyrusza do Reszla (koniecznie nocą, bo wtedy błędne ogniki spotykają się na swoich wiecach i najłatwiej będzie je podsłuchać).